Wybrane zdjęcia
ŻURAWICE
Tu mało ludu zapełnia kościół, bowiem wypadki społeczne i polityczne wyrwały go z łona kościoła. Mieszane małżeństwa, porzucanie swej wiary, aby mieć prawo nabycia kawała ziemi na własność i inne przyczyny spowodowały osierocenie kościoła w Żurawicach, niegdyś przepełnionego po brzegi przez licznych parafjan.Ale po tych stratach pozostała jednak, jak na te strony, niezwykle duża liczba dworów polskich i ziemian. Wprawdzie i ich majątki zostały nadszarpnięte przez te czasy, wprawdzie i tu niejeden majątek zmalał, do czego w wielu razach przyczyniły się nadmierne wydatki na wesoły pobyt na brukach drogiego Paryża i Wiednia. Pomimo to, sporo majątków pozostało jeszcze w rękach polskich, nie mało rodzin ma tu przytułek i nie mało dzieci rośnie w cieniu odwiecznych drzew, starych sadów, pod opieką zgarbionego już kościółka parafjalnego. Liczba 20 majątków na mata parafijkę, zaledwie liczącą 800 dusz, na te strony jest wyjątkowo wielka. Do tej liczby ziemian dodać trzeba trochę szlachty zagonowej, nielicznej, ale dobrze się trzymającej.
To też inny zupełnie żywot wiodą proboszcze żurawiccy. Niema tu już tego dzielenia czasu pomiędzy wózkiem i konfesjonałem, jak widzimy w wielkich parafjach, ale życie ciche, oddane studjom i pracy twórczej, zmierzającej do naprawy tego, co poprzednicy przez swe niedbalstwo zepsuli. Taki niestety spadek młoda generacja otrzymała w większości parafji.
Żurawice, mieścina niewielka, liczy zaledwie 4,000 mieszkańców, większość których stanowią naturalnie żydzi: katolików ma tylko 15. Duża odległość od kolei żelaznej nie pozwala się rozwinąć handlowi, a większość żydów, jak zwykle, żyje kosztem wieśniaków, już to sprzedając im potrzebne towary, już to, zawsze za bezcen skupując owoce ich pracy. Dają tu spory dochód liczne ogrody owocowe i dość rozwinięte pszczelnictwo. Wieśniacy tutejsi, gdzie tylko mogą, urządzają pasieki, ba, nawet stare drzewa przydrożne ozdobne są w ule przywiązane do gałęzi.
Charakterystyczną cechą gub. Mohylowskiej są ładne, dobrze utrzymane drogi. Jeszcze carowa Katarzyna Wielka rozkazała wysadzić wszystkie drogi, przerzynające gubernję Mohylowską i Witebska drzewami. Dzięki temu podróżujący po tych drogach starych ma prawdziwą rozkosz, korzystając z cienia wiekowych lip i brzóz.
Tradycja tych dróg bitych nie wygasła jeszcze i do dziś pilnie władza dba o przechowanie jej. Nieraz w czasie największych prac rolnych grupy wieśniaków naprawiają drogę, a można śmiało twierdzić, że w najlepszym powozie miejskim można odważyć się przejechać setki wiorst po drogach mohylowskich.
Kościół żurawicki zbudowany w roku 1720 przez obywatela miejscowego Judyckiego. Kościół to drewniany, nie bardzo wielki, ale dla parafji, liczącej 800 ludzi aż nadto wystarczający. Jest on zbudowany w formie bazyliki rzymskiej. W głównym ołtarzu znajduje się starożytna statua Pana Jezusa, a liczne wota świadczą o wielkiem nabożeństwie ludu do tej statui. Naturalnie, jak wszędzie na Białejrusi, jest i tu ołtarz św. Antoniego. Niesłychanie rozwinięta jest na Białejrusi cześć tego świętego. Odpusty w uroczystość św. Antoniego licznie są nawiedzane przez lud. Nawet prawosławni śpieszą w te dni do kościołów. Po świętym Antonim, najwięcej lubi Białorusin nabożeństwo do Serca Jezusowego. Naturalnie nie wspominam o nabożeństwie do Matki Bożej, otaczanej wielką czcią przez wszystkie narody katolickie. W niedziele, a szczególnie w dni odpustowe, kościół tutejszy bywa chętnie nawiedzany przez parafjan.
W starych kronikach znajdziemy niewiele wzmianek o Żurawicach. Niczem się one w historji dawnych wieków nie odznaczyły, natomiast krwawemi zgłoskami zapisały się w historji o niepodległość lat 60-tych.
Groziło też potem niebezpieczeństwo kościołowi. Ale jakoś Bóg strzegł swojej świątyni i do dziś dnia ona pozostała w rękach katolików.
Zamknięto sąsiednią parafje świerzeńską, a część parafjan przyłączono do Żurawic.
Parafja żurawicka jest bardzo rozrzucona, choć nieliczna. Proboszcz żurawicki obsługuje ponadto 3 kaplice Siczman, Krystopol i Chociniec.
Długie lata siedział w Żurawicach sędziwy kapłan ks. Czeczott. Niestety, niewiele robił on dla parafji. Zupełnie inne życie wnieśli młodzi kapłani, oddani sprawie Bożej. Kilka lat swej działalności upamiętnił gorliwy kapłan ks. Bernatowicz dość poważnemi robotami: odnowił plebanię, pokrył gontem dach kościelny, co było bardzo potrzebne, bo ruina groziła kościołowi.
W ślady ks. Bernatowicza poszedł teraźniejszy proboszcz ks. Wojciechowicz. Młody, energiczny, miły w obejściu, potrafił on prędko zawładnąć sercami parafjan, a to wszak pierwszy warunek powodzenia w pracy. Nic dziwnego, że jego kołatania do serc wiernych dobre przynoszą owoce. W czasie stosunkowo niedługim staje ładna, murowana dzwonnica, cmentarz otoczony zostaje parkanem, a wszędzie widać ślady pracy i troskliwą rękę gospodarza i dbałych o swą świątynie parafjan.
Nasze koscioły. Archidjecezja mohylewska.
Pod redakcją ks. J. Żyskara.
Warszawa. 1913.